Świat wszedł w okres polityczno-gospodarczych przetasowań. Trwają zmagania mocarstw o obszary wpływów i światowy prymat. Rośnie napięcie wokół Tajwanu. Na Ukrainie trwa wojna. Rosja rozwija przemysł wojenny i buduje militarny potencjał. Strumienie migrantów podbijają Europę i szturmują zapory polskie na granicy z Białorusią. Powolną śmierć dumnym niegdyś narodom Europy zapowiada ujemny od lat przyrost naturalny, a także tranzycja, aborcja i eutanazja.
Instytucje i organy Unii Europejskiej z dziesiątkami tysięcy urzędników służby cywilnej zdają się nie dostrzegać realnych zagrożeń i narastającej powagi sytuacji. Porywają nas w świat mitów i wydumanych narracji – w przestrzenie zagrożeń planety, zrównoważonego rozwoju, Zielonego Ładu, praw mniejszości i społecznej inkluzji.
Mamieni, uwodzeni
Rozważając sytuację polskiej młodzieży, jej wychowanie i kształcenie szkolne, nie należy zapominać, że nie jest to pierwsze pokolenie „uwodzonych przez system”. Problemy narastają i stają się coraz trudniejsze do pokonania.
Przypomnienie, w jakim społeczeństwie przyszło nam dziś żyć i działać, jest niezbędne, gdy trzeba coś wspólnie budować dla naszych dzieci. Problemy ujawniają się już na poziomie trójek klasowych i rad rodziców w szkołach. Chociaż każdy pragnie dobra swego dziecka, dobro to rozumiane jest inaczej. Wycieczka klasowa do Muzeum Powstania Warszawskiego czy do parku rozrywki? Spotkanie z byłą gwiazdą rocka czy z weteranem „Solidarności”? Akcja „Sprzątanie Świata” czy założenie przyszkolnego ogródka? A nie są to przecież największe z problemów. Prawdziwe zmagania towarzyszą wyborowi patrona szkoły i nadaniu placówce imienia. W takich sytuacjach ujawnia się zwykle grupka rodziców gotowych do wydziedziczenia ich własnych pociech z rodzimej historii i kultury na rzecz wprowadzania w enigmatyczną „nowoczesność” przekonań i postaw.
Tracąc własne dziedzictwo, Polska podąża śladem krajów Zachodu. Według zapowiedzi minister Barbary Nowackiej od 1 września 2025 roku do szkół wszystkich typów w Polsce ma zostać wprowadzona edukacja seksualna jako istotna część nowego przedmiotu o nazwie edukacja zdrowotna. Przewodniczącym zespołu opracowującego podstawę programową edukacji zdrowotnej jest seksuolog, prof. Zbigniew Izdebski.
Standardy edukacji seksualnej WHO zobowiązują kraje do prowadzenia zajęć nacechowanych daleko posuniętym permisywizmem, pod którym to pojęciem rozumiemy rugowanie moralności ze sfery płciowości, redukowanie wstydliwości, propagowanie swobody erotycznej i usprawiedliwianie postępowań uznawanych wcześniej za niegodziwe. Oswajanie młodych ludzi z rozwiązłością seksualną i perwersjami czyni z nich niewolników własnych żądz i pozbawia ich wyższych aspiracji.
Czy w poglądach na kształcenie i wychowanie dzieci polscy rodzice różnią się od rodziców w krajach Zachodu? Zdecydowanie tak. Tam, gdzie neoliberalne wpływy trwają dwie dekady dłużej – w Niemczech, we Francji, w Austrii, Holandii, Belgii czy Hiszpanii – rodzice nie wystąpią już otwarcie przeciw uwodzeniu ich dzieci współczesnymi ideologiami. Wobec tamtejszych uwarunkowań prawnych byłoby to zbyt niebezpieczne. Jeśli nawet w wielu aspektach szkolnej edukacji nie panuje w społeczeństwach tych jednomyślność, to panuje… cisza.
Zastraszani
Aktualnie społeczne niezadowolenie i ewentualne bunty rodziców przeciw edukowaniu seksualnemu dzieci w polskich szkołach są uprzedzane zmianami w Kodeksie karnym. Projekt jest nazywany ustawą o „mowie nienawiści”, który wprowadza rozszerzenie ochrony prawno-karnej na grupy mniejszościowe „narażone na dyskryminację, uprzedzenie i przemoc ze względu na niepełnosprawność, wiek, płeć, orientację seksualną i tożsamość płciową”. Mówiąc krótko, chodzi o ściganie z urzędu wypowiedzi arbitralnie uznanych przez lewicowych ideologów za homofobiczne i seksistowskie.
Jednostronicowy projekt ustawy zawiera niebywale rozbudowane, bo aż 46-stronicowe uzasadnienie. Tak obszerne objaśnienie autorzy uznali za niezbędne, być może z powodu druzgocących dla nich wyników sondaży. Dla przykładu, 76 proc. respondentów twierdzi, że nie chciałoby, aby osoba homoseksualna była nauczycielem bądź nauczycielką ich dziecka, i aż 83 proc. nie chciałoby, by osoba taka była jego opiekunką (tu należy dodać, że po przyjęciu ustawy o tzw. mowie nienawiści już sama tego rodzaju deklaracja będzie podlegała karze). Wyraźnie widać, że zmieniając prawo, obecne władze wkraczają na niepewny dla nich grunt. Nie dysponują konstytucyjnym mandatem na wychowywanie uczniów, gdyż art. 48 i art. 53 Konstytucji RP dają rodzicom prawo do wychowania dzieci zgodnie z własnymi przekonaniami. Nie dysponują też mandatem społecznym, gdyż konsultacje projektu ustawy o tzw. mowie nienawiści prowadzone były wyłącznie z organizacjami propagującymi walkę z „seksizmem i homofobią”. Czy mimo to także i w Polsce – kraju, który w oczach cudzoziemców jest podziwianą ostoją wychowania rodzinnego – może dojść do niemego przyzwolenia zobojętniałych rodziców na permisywną edukację seksualną? Czy rodzice rozumieją, że ktoś chce uwieść ich dzieci?
Podstawowym obowiązkiem rodziców i zadaniem całego polskiego społeczeństwa jest dziś obrona młodego pokolenia przed uwiedzeniem przez system.
Wydziedziczeni
Ktoś komplikuje młodym świat. Tam, gdzie historycznie sięgała wiara katolicka i zrodzona z niej kultura, wszystko było prostsze. Stosunki międzyludzkie określało proste prawo „kochaj bliźniego swego”, konkretyzowane Bożymi przykazaniami i interpretowane ludzkim sumieniem, wspartym przez konfesjonał. Niepotrzebne były stosy przepisów regulujących uczniowskie zachowania. Nawet słynny kodeks rycerski nigdy nie uzyskał postaci pisanego prawa. Przez całe średniowiecze z pokolenia na pokolenie przekazywano ustnie jego treść jako zbiór honorowych, moralnie dobrych zasad postępowania. Kodeks nakładał na rycerza obowiązki wobec tych, których dziś nazywamy grupami mniejszościowymi i defaworyzowanymi – obrony uciśnionych, wspierania potrzebujących, stania na straży kobiecej czci. Postępowanie honorowe stanowiło gwarancję poważania wśród ludu, cieszenia się sławą za życia i po śmierci. Postępowanie niegodne rycerza wiązało się z napiętnowaniem i społecznym wykluczeniem. Nie tyle władza i sąd, co lud stał na straży uznawanych praw.
Kodeks rycerski, niepisane prawo europejskie o chrześcijańskim rodowodzie, cechowała moc i trwałość. Z niego wywodzić możemy pożądane cechy osób żyjących w późniejszych wiekach: szlachetność, honorowość, dostojność, ogładę i takt, hojność, odwagę, męską szarmanckość i kobiecą godność. Na nim zbudowany został honor żołnierza i etos harcerstwa. Cechy, o których mowa, składają się współcześnie na kulturę osobistą i kulturę życia zbiorowego. I właśnie to najszlachetniejsze dziedzictwo Europy i jej spoiwo jest dziś niszczone. Niszczone zarówno u korzeni, w wierze i moralności, jak też w historii i literaturze.
W Polsce trwa proces dekonstrukcji świata zastanego. Nauczyciel nie powie dziś uczniowi „zachowuj się, jak należy”, aby nie napotkać pytającego wzroku zdezorientowanego młodego człowieka. Kiedy uczniowskie postawy nie odnoszą się już do wartości moralnych i nie są oceniane w kategorii dobro – zło, trzeba opracować obszerne regulaminy i próbować je egzekwować ustawicznym strofowaniem uczniów. Dla przykładu, w szkołach demokratycznych, zwanych inaczej wolnościowymi, gdzie dzieci kierują się wyłącznie uchwalanymi przez siebie zasadami, każdy musi przyswoić sobie 150-200 uchwalonych reguł postępowania, a i tak współegzystowanie w tych szkołach bywa nieznośne. Nasuwa się pytanie, dlaczego w imię praw młodych do wolności oferowana jest im pętająca wolność egzystencja bez zasad moralnych?
Powstaje też pytanie inne, wykraczające poza obszar akademickiej wiedzy pedagogicznej, wymagające głębszych przemyśleń i analiz: komu i z jakiego powodu zależy dziś na rugowaniu moralności z wychowania?