Przeznaczeni dla nowego świata
Na gruzach starego świata ma powstać świat nowy. Totalna przebudowa przybiera na naszych oczach postać zaawansowaną. Od półwiecza podkopywane są fundamenty, niszczone materialne i duchowe struktury, takie jak: państwo, rodzina, religia, kultura i nauka. Wycofywane są też z użycia pojęcia oceniające, które pełniły od zarania dziejów w życiu ludzi i społeczeństw rolę życiowych znaków orientacyjnych: prawda i fałsz, dobro i zło, piękno i brzydota, a nawet… głupota i mądrość. Jesteśmy powoli ogołacani z wszelkich narzędzi rozeznania.
Kształt nowego świata w całości ma określić człowiek, nie licząc się z prawami naturalnymi Bożego dzieła stworzenia. To utopia, która nasuwa na myśl budowę wieży Babel. W jej konstruowanie włączane są kolejne nacje i kultury. Pozostający w cieniu globalni architekci ze świata wielkiej finansjery zapewne są dumni z dzieła. My zawczasu znamy jego tragiczny koniec.
Plany są precyzyjne, a realizacja rozpisana w czasie. Przewodzą im organizacje ponadnarodowe i ich agendy: ONZ, WHO, UNESCO. „Pomocą” służą wybrane instytuty naukowe. Profity czerpią organizacje i stowarzyszenia, które propagują idee w społeczeństwie. Szczególną gorliwość w wykonaniu zadania wykazują od kilku lat organy Unii Europejskiej. Nierzadko usłyszeć można słowa o „wyścigu z czasem” i „potrzebie przyspieszenia”.
To dzięki owemu przyspieszeniu, jakie dokonywało się w ostatnich latach na polskiej ziemi, świadoma część naszego społeczeństwa zaczęła dostrzegać zakres i skalę przeobrażeń. Coraz rzadziej mówi się o niekompetencjach i błędach środowisk politycznych i naukowych, a coraz częściej o ich świadomym bądź półświadomym działaniu w przestrzeni wytyczonej przez polityków globalnych.
Trudno przewidzieć, ile jeszcze pięter postawią twórcy współczesnej wieży Babel, zanim budowla runie, grzebiąc pospołu budowniczych i lokatorów. Jedno jest pewne – rozmiar budowli przełoży się na skalę katastrofy. Czas działa na naszą niekorzyść.
Kontestujący, bierni, sterowalni
Młodym ludziom wyznaczona została rola kontestatorów świata zastanego. Wprowadza ją nurt pedagogiki krytycznej, obecny od szeregu lat w rozmaitych programach oświatowych. Terminów „krytycyzm” i „myślenie krytyczne” nie należy odczytywać intuicyjnie jako cech dziecka myślącego. Nic z tych rzeczy. We wspomnianej pedagogice krytycyzm oznacza gotowość do kwestionowania wszelkich prawd zastanych, doświadczeń i twierdzeń. Młody człowiek wdrażany jest do kontestowania zdania innych, w tym rodziców, bez jakiegokolwiek dochodzenia prawdy, w pełnym subiektywizmie przekonań. Jest przeświadczony, że jego rozwój wymaga rozerwania starej skorupy rodzinnego wychowania i porzucenia ograniczeń związanych z przyswojonymi poglądami religijnymi i kulturowymi. Wolność kojarzy z formułowaniem własnych celów i norm oraz wysuwaniem roszczeń. W opisany sposób wychowanie krytyczne kształtuje osobowość aktywną, wręcz wojowniczą, nastawioną na niszczenie autorytetów i norm, niezdolną jednak do budowania czegokolwiek.
Brak u uczniów umiejętności budowania, czyli projektowania, tworzenia i doskonalenia dzieł materialnych i niematerialnych, wynika też ze stosowanych przez szkołę niepoznawczych metod kształcenia. Wiedza czerpana głównie z informacji podręcznikowych i danych internetowych odcina uczniów od realiów świata, utrudnia nawiązywanie do rzeczywistości, jakie dać by mogły czynione obserwacje, prowadzone doświadczenia i eksperymenty. Z tego powodu uczniowie nie potrafią operować zdobytą wiedzą w sytuacjach pozaszkolnych. Z pewnością nie będą projektantami wieży Babel, niewielu zdolnych samouków będzie jej murarzami. Kim będą pozostali? Wykorzystując zastosowaną przenośnię, należałoby ze smutkiem przyrównać ich zaledwie do cegieł w budowli „nowego świata”.
Ograniczenie rozumności w połączeniu z folgowaniem uczuciom i emocjom wystawia młodych na zewnętrzne sterowanie. Ich uwaga kierowana jest na tematy związane z nierównościami społecznymi, feminizmem, problemami mniejszości narodowych i środowisk lgbt. Uczniowie wciągani w wiry ideologii sami stają się jej budulcem. Każda ideologia podawana jest w opakowaniu mającym wzbudzić empatię, współczucie, a co więcej, wrogość do tych, którzy zdają się nie podzielać tych uczuć. Jeśli nawet ideologie z czasem zużyją się i wygasną, to uczniowie pozostaną nadal w rękach ich twórców jako żywy budulec kolejnej rewolucji.
Wolności i prawa, których nie ocalą dziś rodzice dla swoich dzieci, mogą zostać na wieki utracone.
Zawalczmy o szkołę
Pragnienia jednoznaczności postaw i zdecydowanych działań drzemią w młodych Polakach, o ile nie zabije ich w dzieciństwie domowy marazm i chów w hedonizmie – dostatku, rozleniwieniu, przyjemnościach. Tę moc młodości wykorzystują uwodziciele naszych dzieci. Czy tę samą moc można wykorzystać do wspólnego z dziećmi przeciwstawiania się złu? Odpowiedź na to pytanie może dać tylko organizujące się społeczeństwo.
Po pierwsze – wspólnoty. Organizowanie lokalnych, rodzinnych wspólnot nie jest jednak naszą mocną stroną. Przywykliśmy do wymiany myśli poprzez informatory internetowe i szukania odpowiedzi na pytania poprzez internetowe portale. Internet nie pomoże w budowaniu wspólnot ochronnych dla rodzin, w których dzieci od małego winny wzrastać w gromadach budowanych na naturalnym fundamencie wiary, kultury oraz radości, jaką daje przyjaźń.
Po drugie – wiedza. Przyznać należy, że czasy zalewu wątpliwej jakości informacją nie służą rozumowemu rozeznawaniu. Warto zatem we wspólnotach wymieniać spostrzeżenia, wyjaśniać wątpliwości, szukać rozwiązań, rozeznawać, co jest prawdą, co utopią. Zapraszajmy do swych domów i salek parafialnych ludzi mądrych. Gdy zawodzą uniwersytety, twórzmy „uniwersytety domowe”. Niech nasze dzieci wyrastają w przekonaniu, że prawdy trzeba i warto szukać.
Po trzecie – łączmy siły i grzejmy ducha. Nade wszystko potrzebne są jednak śmiałe a realistyczne programy. Programy, w których dorastające dzieci będą odnajdywały też zadania dla siebie.
Jeśli wierzyć deklaracjom sondażowym, nauczyciele aprobujący katolicko-normatywne podejście do wychowania, w tym wychowania seksualnego, stanowią w naszych szkołach zaledwie 12,6 proc. kadry. Szkoły takie nie wypełnią ani zadań wychowawczych, ani kształcących. Wspierajmy zatem nasze dzieci tak, żeby dziś bądź w przyszłości były zdolne odzyskać polską szkołę.