Z wiarą wszystko jest możliwe. Carlo Acutis przypomina, że świętość dotyczy każdego z nas
sobota, 03-06-2023 | dodał: [źródło: Nasz Dziennik - 22.05.2023 / Fot. FOT. CARLOACUTIS.COM]
ROZMOWA / z José Maríą Zavalą, hiszpańskim dziennikarzem i reżyserem, producentem filmu o bł. Carlu Acutisie pt. „Niebo nie może czekać”
Portretuje Pan w swoich filmach duchowych gigantów, takich jak św. Ojciec Pio, bł. Matka Teresa, św. Jan Paweł II, bł. Matka Speranza, a teraz bł. Carlo Acutis. Co Boży gwałtownicy mają do powiedzenia współczesnemu światu?
– Wszyscy oni są wielkimi orędownikami, którzy prowadzą nas do jedynego Bohatera: Jezusa Chrystusa. Dzisiejszy świat nie potrzebuje fałszywych bohaterów Marvela, potrzebuje natomiast bohaterów z krwi i kości, a takimi właśnie byli święci. W tym sensie prawda zawsze odniesie tryumf nad fikcją.
Carlo Acutis, zwyczajny chłopiec, ubrany w dżinsy i sportowe buty, przypomina mi, że świętość nie dotyczy tylko księży i zakonnic, ale każdego z nas. I żeby być świętym, nie trzeba robić dziwnych rzeczy, tylko żyć z Miłością i dla Miłości, którą jest Chrystus.
Powiedział Pan kiedyś: „Bardzo kocham Jana Pawła II”. Film o świętym Papieżu Polaku to spłacenie długu wdzięczności wobec Karola Wojtyły?
– Błogosławiony Carlo Acutis również bardzo kochał Jana Pawła II, Kościół katolicki i jego Papieży. W rzeczywistości ofiarował wszystkie swoje cierpienia, rany i nagłą białaczkę za Kościół, Biskupa Rzymu i zbawienie dusz. Jan Paweł II był człowiekiem z krwi i kości, który zawsze walczył o pełnienie woli Bożej i który umarł, będąc gotowym na spotkanie z Chrystusem. On również ofiarował wszystkie swoje cierpienia za Kościół i za wszystkich, w tym także za jego wrogów. To Papież mojej młodości. Nauczył mnie, tak jak i miliony młodych ludzi, kochać Chrystusa. Świadectwa o jego życiu w świętości są powalające. Teraz Jan Paweł II ma licznych prześladowców, tak jak miał ich sam Chrystus, w Jego Imię prześladowano także w XX wieku Ojca Pio i Matkę Speranzę.
Jakie przesłanie życia św. Jana Pawła II chciał Pan przekazać ludziom, zwłaszcza młodym?
– Główne przesłanie filmu jest bardzo jasne: bez Boga nie można być naprawdę szczęśliwym, nawet gdy posiada się wszelkie dobra materialne. Karol Wojtyła nauczył nas nie wstydzić się Chrystusa, ponieważ jeśli to zrobimy, Chrystus może się nas zawstydzić, a to byłby nasz koniec. Nie powinniśmy się też bać. Tak jak on nie bał się, nawet gdy kilka razy próbowano go zabić. Powinniśmy bać się jedynie grzechu, ulegania pokusom diabła, który niestrudzenie szuka podziału i zniszczenia istoty ludzkiej.
Pana ojciec oddał życie za Jana Pawła II. Czy możemy poznać tę poruszającą historię?
– W rzeczywistości mój ojciec ofiarował swoje życie za Jana Pawła II w dniu zamachu, 13 maja 1981 roku, na placu Świętego Piotra w Rzymie. Nie wiedzieliśmy o tym w rodzinie aż do śmierci taty, kiedy to kierownik duchowy ojca powiedział o tym mojej mamie. Na krótko przed tym przeczytaliśmy ze wzruszeniem nekrolog, który tata sam napisał na kartce papieru przed śmiercią: „Pełnił zawsze wolę Bożą, a raczej: zawsze walczył o pełnienie woli Bożej. Niewiele łez, a dużo modlitw mu trzeba”. Dowiedzieliśmy się, że ofiarował swoje życie, ale nie wiedzieliśmy jeszcze za kogo i dlaczego. Tatę operowano tego samego dnia i przeszedł podobną operację jak Jan Paweł II. Zmarł z powodu perforacji jelita. Był młodym, silnym mężczyzną, który rzadko chodził do lekarzy, ale postanowił swoje życie ofiarować Bogu z intencją, aby Jan Paweł II miał długi i owocny pontyfikat. I tak też było.
Przeżył Pan swoją „drogę do Damaszku” i nic już potem nie było takie samo. Jak to jest doświadczyć łaski nawrócenia, mając świadomość swej niegodności? Kto wręczył ten „bilet do nieba”?
– Mocno wierzę w świętych obcowanie, to znaczy we wszystkie usilne modlitwy moich rodziców, abym zmienił swoje życie. I ten autentyczny arsenał modlitw w końcu wydał owoc w przyzywaniu nieskończonego miłosierdzia Bożego, abym mógł otworzyć wreszcie i bezwarunkowo moje serce dla Chrystusa.
To stało się 5 sierpnia 2009 roku, w dniu „drugich narodzin”?
– Owego dnia narodziłem się ponownie dzięki łasce Boga, po ponad 15 latach omijania konfesjonału. Miałem „wszystkie” dobra materialne: bardzo dobrą pracę, wysoką pensję, luksusowy dom, wspaniały samochód, ale… byłem strasznym łajdakiem! Niosłem w sobie wielki smutek, jaki odczuwa człowiek, gdy odwraca się plecami do Chrystusa i do ludzi. Teraz mam wszystko to, czego nie można kupić za pieniądze, począwszy od mojej własnej rodziny.
I uważa się Pan za duchowego syna św. Ojca Pio?
– Ojciec Pio zmienił moje życie. Był moim wielkim orędownikiem, a dziś jest moim towarzyszem podróży na ziemi, ze spojrzeniem skierowanym ku upragnionej mecie, jaką jest niebo. Uczy mnie być szczęśliwym pośród cierpienia, od którego nikt nie jest wolny w większym lub mniejszym stopniu. To taki ludzki paradoks.
Czy kino katolickie ma przyszłość? Od czego zależy powodzenie ewangelizacji przez film?
– Kino katolickie zyskuje na sile, z prostego powodu, że wielu ludzi potrzebuje „koła ratunkowego” w swoim życiu, nawet jeśli o tym nie wie. A tym „kołem ratunkowym” nie może być nic i nikt inny, jak tylko sam Bóg. Mój najnowszy film „Niebo nie może czekać” po dwóch tygodniach był top 5 w repertuarze kin w Hiszpanii, w Meksyku – 10, w marcu miał swoją premierę na amerykańskich billboardach w około dwudziestu stanach, a w Polsce w ostatni piątek. Już przygotowuję kolejny film, będzie to szósty, jeśli Bóg pozwoli.
Czuje się Pan narzędziem w ręku Boga i Matki Najświętszej, pomagając ludziom zbliżać się do swojego Stwórcy?
– Z pewnością. To Bóg czyni wszystko. Gdy ofiarowujesz Chrystusowi jedyną rzecz, jaką możesz Mu dać, czyli swoją wolność, to stajesz się od tej chwili Jego narzędziem.
Świat nadprzyrodzony jest bliżej nas, niż myślimy?
– Oczywiście. Obecnie problemem jest brak wiary i zaufania Bogu. Jezus wielokrotnie ostrzega nas przed tym w Ewangelii: „Gdybyście mieli wiarę…”. Bo z wiarą wszystko jest możliwe: to, że ludzie zmieniają swoje życie o 180 stopni, i to, co po ludzku jest niemożliwe.
Dlaczego stworzył Pan filmowe portrety sanktuariów maryjnych w Fatimie i Medziugoriu?
– Wszystkie te miejsca są święte, bez wyjątku, począwszy od tabernakulum w mojej parafii. Jak powiedział Carlo Acutis: „Nie trzeba pielgrzymować do Jerozolimy, aby być z Jezusem. On czeka na nas w tabernakulum niedaleko naszego domu!”.
Świadomość, że żyjemy w czasach ostatecznych, ma wpływ na Pana twórczość?
– Każde pokolenie przeżywa swoje czasy ostateczne. Jesteśmy tu tylko przechodniami, czas ucieka, kończy się. Potrzebujemy napełnić nasze ręce, aby osiągnąć życie wieczne. W przeciwnym razie ponieślibyśmy porażkę na całą wieczność, a to byłoby straszne.
Dziękuję za rozmowę.